Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Zieliński: "Zabawni ludzie są smutni w środku" [Rozmowa NaM]

Karolina Kowalska
"Chamlet" w Och-Teatrze, czyli wielki popis talentu Michała Zielińskiego [ZDJĘCIA]
"Chamlet" w Och-Teatrze, czyli wielki popis talentu Michała Zielińskiego [ZDJĘCIA] Szymon Starnawski
Już jutro, w sobotę 30 czerwca, w stołecznym Och Teatrze po raz pierwszy zobaczymy Michała Zielińskiego w monologu o tym, jak to jest być komikiem, który wciela się w wiele innych osób. Nam opowiedział o tym, jak Szymon Majewski zniszczył jego życie, jak to jest być wieloma postaciami na raz i jednocześnie żadną z nich i z czego sam się śmieje.

Pamiętam Pan moment, w którym zdał sobie sprawę z tego, że potrafi rozbawić innych ludzi?
Pamiętam, że od najmłodszych lat słyszałem takie uwagi: "ale on ma dar rozśmieszania", "jaki on jest zabawny", "jak świetnie kogoś udaje", jako jeszcze mały chłopiec. Od zawsze dużo się wygłupiałem i to mi zostało do dzisiaj, a już od dawna mały nie jestem. Ale duchem jestem nadal bardzo młody. Zresztą, z Szymonem (Majewskim - przyp. red.) uwielbiamy wspólne wygłupy, śmiejemy się nawet, że nie ma co wspólnie wyjeżdżać na urlop z naszymi żonami, bo one nie dałyby rady z naszym ciągłym przerzucaniem się żartami. Zwariowałyby i ja się im nie dziwię, bo my razem nieustannie żartujemy, jesteśmy niemal jak dzieci, nie do zniesienia i na dodatek często operujemy na takim poziomie absurdu, że mało kto jest w stanie to ogarnąć.

Pański monolog "Chamlet" w Och Teatrze zaczyna się od stwierdzenia, że "Szymon Majewski zniszczył moje życie". Rozumiem, że chodzi o coś więcej niż brak wspólnych wakacji.
"Zniszczył" moje życie regularnego aktora, ale oczywiście w tym pozytywnym sensie. Wykorzystał moje umiejętności na poczet swojego programu, ale to uświadomiło mi, ile mogę mieć z takiej pracy frajdy. Szymon wydobył ze mnie coś, co miałem w sobie, ale nigdy nie traktowałem tego poważnie. Zawsze oddzielałem to od zawodu. A teraz, m.in. dzięki niemu, znalazłam się w momencie, w którym to łączę. Szymon dał mi radość z dawania ludziom uśmiechu.

Czyli został pan komikiem. To była świadoma decyzja? Nie jest chyba łatwo na dłuższą metę być "panem od rozśmieszania".
No nie jest, bo w tym kraju nie ma od takich rzeczy odwrotu. Jak przylgnie taka łata, że człowiek jest śmieszny i rozśmiesza, to potem już koniec, reszta drzwi zamyka się z hukiem. Masa aktorów nad tym ubolewa i też trochę o tym jest ten mój występ - że rozmywamy się w byciu śmiesznym i potem niewiele z nas zostaje, jesteśmy tylko zabawni, nikt nie widzi nic więcej. To jest dylemat "Chamleta" - że on chciałby być albo też nie być - nie być śmieszny zawsze i za wszelką cenę. A ludzie oczekują od niego żartu. Bez przerwy.

Od Pana też?
No tak, a często prywatnie wcale nie mam na to ochoty. Najczęściej ludzie zabawni są smutni w środku, przemawia przez nich jakiś dramat. Ja tak naprawdę jestem melancholijny, taki rozmyślający, często się wzruszam, czasem wystarczy że o czymś dłużej pomyśle i już się rozklejam. Ale w towarzystwie o tym zapominam i uruchamia się we mnie jakiś taki kop, żeby zabawiać innych i przez to jestem tak postrzegany. Jako zabawny człowiek.

Czyli rozśmieszanie to nie tylko dar, ale też przekleństwo.
Oczywiście umiejętne obrócenie wielu spraw w żart na co dzień bywa bardzo pomocne, w takich życiowych sytuacjach, typu "pani w urzędzie". Ale jednocześnie jest tak, że czasami jak człowiek czuje się zmęczony albo taki wypalony i powie po prostu sąsiadowi "dzień dobry" i nie zagada przy tym z jakąś zabawną anegdotką, to od razu jest wypytywanie - co się dzieje, ojej, jakieś problemy? Ludzie często mówią do mojej żony: "ach, jak masz super, Michał taki zabawny, na pewno masz wesoło w domu". Wtedy ona odpowiada: "taak, zapraszam o 9 rano" (śmiech).

Od kilku dobrych sezonów rozkwita stand up, w Warszawie z sukcesem działa Klub Komediowy, jest taki spektakl, jak Pana "Chamlet" czy "One Mąż Show" Szymona Majewskiego. Ma Pan poczucie, że publiczność dojrzała do takiego inteligentnego śmiechu i fajnej satyry?
Te rzeczy się pojawiają, rzeczywiście, ale obawiam się, że to nadal dotyczy tylko niewielkiej części ludzi, że poczucie humoru też ludzi rozwarstwia. Bo jednak dalej - w telewizji i mediach - królują popołudnia kabaretowe w Kaliszu albo wieczór kabaretowy w Mrągowie. I to po 2-3 godziny lecą te skecze, bez żadnego sensownego żartu, bez pointy. Ręce opadają. A ludzie się śmieją, to dla nich świetna zabawa. Z kolei myślę, że na moim monologu też by się wiele osób nie zaśmiało. Bo to jakieś głupie - stoi facet i naśladuje czyjś głos. O co chodzi? Ludzie - w swojej zdecydowanej większości - lubią proste żarty. Takie, w których od razu wiadomo o co chodzi, nie trzeba myśleć. Proszę zwrócić uwagę, jak ludzie czasem opowiadają kawał, kompletnie nieśmieszny, a oni sami zaśmiewają się do łez, rechoczą, czasem nawet jeszcze zanim skończą, nie patrzą nawet czy kogoś też to bawi. Straszne. No i najważniejsze to śmiać się z kogoś, z czyjejś ułomności. Nigdy z siebie. Poczucia humoru nie mają ludzie, którzy w kółko mówią tylko o sobie.

A tego poczucia humoru można się nauczyć?
Szymon uważa, że tak, że trzeba po prostu edukować ludzi, ja myślę, że się nie da. Albo się je ma, albo nie. I albo ktoś się śmieje z jakiejś abstrakcji i całej zbudowanej historii, albo z przysłowiowego bekania, pierdzenia. Jak czasem widzę, co moja córka ogląda w telewizji, to tam jest właśnie taki poziom - kto głośniej beknie i to ma być zabawne. Więc staram się jej pokazać, że to nie ma żadnej wartości, że to jest prostackie i niewarte uwagi. Na szczęście jeszcze trochę się mnie słucha (śmiech).

Co zatem śmieszy Michała Zielińskiego?
Udawanie kogoś jest zawsze bardzo zabawne, sam to robię, ale też mnie to bawi, szczególnie, gdy robią to wybitni aktorzy. Kevin Spacey jest świetnym parodystą. Lubię też historie z życia, takie prawdziwe, zabawne same w sobie, abstrakcyjne, niewymuszone.

A z polityków? Ma pan na koncie kilka parodii czołowych polityków, komicy powtarzają, że to bardzo wdzięczny temat do żartów. Dlaczego tak jest?
Myślę, że ludzie tych żartów potrzebują, żeby trochę obniżyć napięcie, nie zwariować po obejrzeniu wieczornych wiadomości. Bo sytuacja polityczna w naszym kraju pęcznieje jak balon. Trzeba z niego trochę spuszczać powietrze. Poza tym, chyba często zapominamy, że politycy też są normalnymi ludźmi, tak samo bolą ich brzuchy i głowy, ale przez to, że jakoś tam zależy od nich nasze życie, to pozują na herosów z brązu. Więc jeśli można ich pokazać od kulis, jakby byli w domu, to jest cudowny wentyl bezpieczeństwa dla nas wszystkich. Pokazujący, że to nie musi być cały czas takie sztywne i napuszone.

Ma Pan sprawdzony sposób na udawanie innych ludzi?
Nie mam na to sposobu, to jakoś samo do mnie przychodzi. Najfajniej się zawsze robi kogoś, kto jest najdalej ode mnie samego, bo to zawsze jest wyzwanie, muszę w to włożyć sporo pracy. Najłatwiej z kolei było mi zrobić premiera Tuska. Nie wymagało to ode mnie w zasadzie żadnego wysiłku. Wystarczyło się skupić na wadzie wymowy i zadziałało. Trudny z kolei był Bronisław Komorowski, bo w jakimś sensie jest mało wyrazisty, więc nie do końca miałem czego się chwycić.

Co bardziej Pana teraz kręci - regularne role teatralne, czy bycie komikiem?
Trudno to porównać. Oczywiście jako aktor z wykształcenia jestem przyzwyczajony do tradycyjnego rodzaju narracji - do zbudowanej rzeczywistości na scenie, do innego świata, który się na niej wytwarza. A taki monolog jak "Chamlet" to bardziej spotkanie, rozmowa, tylko ja i słuchacz i nie ma żadnej postaci ani dekoracji fabularnej, za którą mogę się schować. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, nie opowiadałem o sobie w tak bezpośredni sposób. Aktorowi jest łatwiej zamknąć się w roli, jest ona taką tarczą. Ale tak, kręci mnie to monologowanie, jest w tym coś fajnego. Ktoś może jakoś zareagować, ja mogę mu odpowiedzieć. Jednocześnie przez 50 min muszę utrzymać uwagę widza, więc to też dla mnie spore wyzwanie. Szczególnie, że ludzie są teraz przyzwyczajeni do telewizji, że można w trakcie wstać, przerwać, trudno jest złapać ich uwagę na dłużej.

Z czym kojarzy się Panu postać Hamleta?
Z rozbiciem, wewnętrzną walką, z licznymi dylematami, brakiem jasnych odpowiedzi. Myślę, że każdy z nas ma w życiu kilka momentów, kiedy czuje się w podobny sposób.

Tęskni Pan za rolami dramatycznymi?
Ja mam nadzieję, że dopiero się rozgrzewam i wszystko przede mną (śmiech). Jestem mocno po 40-tce ale liczę, że coś jeszcze na mnie czeka.

Premiera: 30 czerwca. Kolejne spektakle: 1.07-2.08 oraz 17-18.09 w Och-Teatrze.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto